
Dziecięce influencerstwo wdarło się przebojem do świata cyfrowej gospodarki. Nagrania na YouTube, TikToku czy Instagramie, streamy gamingowe, sesje zdjęciowe – to codzienność coraz większej grupy dzieci i nastolatków. Popularność idzie w parze z potencjalnymi dochodami, ale też z ogromnym obciążeniem czasowym.
I tu pojawia się pytanie: czy ktoś kontroluje, ile godzin dziecko spędza na „pracy” w sieci?
Odpowiedź jest prosta i niepokojąca: nikt.
Tradycyjne branże: ochrona małoletnich pracowników
Prawo pracy przewiduje szczególną ochronę małoletnich w zawodach artystycznych.
- Dzieci-aktorzy czy modele mogą brać udział w reklamach, filmach i sesjach zdjęciowych, ale tylko za zgodą odpowiednich organów.
- Istnieją limity czasu pracy, dostosowane do wieku dziecka.
- Warunki „pracy” muszą uwzględniać rozwój psychofizyczny – nie wolno nagrywać nocami, przeciążać czy narażać zdrowia.
Dlaczego? Bo ustawodawca dostrzegł ryzyko eksploatacji dzieci w tradycyjnych branżach rozrywkowych.
Internet – szara strefa pracy małoletnich
W przypadku dziecięcych influencerów mamy zupełnie inną sytuację:
- brak limitów godzin nagrań i publikacji,
- brak procedur zgody czy nadzoru,
- brak obowiązku raportowania czasu i warunków.
Efekt? Dziecko może nagrywać kilka godzin dziennie, łączyć szkołę z kolejnymi ujęciami, streamować do późnej nocy. A wszystko to bez jakiejkolwiek ochrony ze strony państwa.
To oznacza, że dziecięcy influencer funkcjonuje w prawnej próżni – wykonuje pracę o cechach działalności zawodowej, ale bez zabezpieczeń, które mają jego rówieśnicy w teatrze czy w reklamie telewizyjnej.
Psychologiczne konsekwencje
Brak regulacji to nie tylko kwestia formalna. To realne zagrożenie dla zdrowia i rozwoju dziecka:
- przeciążenie psychiczne – presja bycia online, regularnego nagrywania, utrzymywania popularności,
- utrata równowagi życiowej – mniej snu, mniej czasu na naukę i relacje rówieśnicze,
- ryzyko wypalenia – dziecko zamiast bawić się, uczy się funkcjonować jak dorosły pracownik w realiach cyfrowego rynku,
- zaburzenia tożsamości – poczucie, że wartość dziecka zależy od lajków, zasięgów i umów reklamowych.
To nie są zagrożenia abstrakcyjne – psycholodzy coraz częściej podkreślają, że dzieci-influencerzy mogą płacić za swoją popularność wysoką cenę emocjonalną.
Luka prawna
Polskie prawo nie przewiduje kategorii „pracy cyfrowej dziecka”.
- Dziecko w internecie nie jest traktowane ani jako pracownik, ani jako artysta.
- Rodzice działają jako menedżerowie, bez żadnego zewnętrznego nadzoru.
- Państwo nie ma narzędzi, by chronić dziecko przed nadmierną eksploatacją.
W praktyce oznacza to, że dziecięcy influencer jest chroniony gorzej niż dziecko grające w reklamie telewizyjnej 30 lat temu.
Dlaczego potrzebujemy regulacji?
Zjawisko influencerstwa dziecięcego staje się coraz bardziej powszechne i intratne. Jeśli nie zostanie uregulowane, ryzykujemy:
- komercjalizację dzieciństwa,
- przeciążenie dzieci obowiązkami, które przypominają etat,
- brak zabezpieczenia przed nadużyciami rodziców lub firm.
Rozwiązania?
- wprowadzenie limitów czasu nagrań i streamów,
- obowiązek zapewnienia dziecku odpowiednich warunków,
- nadzór instytucjonalny podobny do tego, który chroni dzieci w tradycyjnych branżach artystycznych.
Podsumowanie
Dziecięcy influencer to nie tylko twórca treści, ale też „pracownik cyfrowy” – tyle że bez ochrony prawnej.
Podczas gdy aktorzy czy modele mają limity i kontrolę warunków pracy, dzieci w internecie są zdane wyłącznie na dobrą wolę rodziców i marek. Luka prawna sprawia, że najmłodsi twórcy mogą być eksploatowani ponad siły – bez żadnych konsekwencji dla dorosłych.
Pytanie nie brzmi więc: czy potrzebujemy regulacji?
Pytanie brzmi: dlaczego tak długo ich jeszcze nie mamy?
Stan prawny na dzień: 21 października 2025 r.